Biznes polskich urzędników… na boku

dokumenty

storebukkebruse (Flickr.com)

Polscy urzędnicy centralni udowodnili ostatnio, że Polak potrafi, ale nie tyle pomóc petentowi, co napełnić swoją kieszeń. „Dziennik Gazeta Prawna” podał, że urzędnicy dorabiają „na boku” między innymi na szkoleniach i na uczelniach. Okazuje się, że dodatkowe zarobki prelegentów sięgają od 5 do nawet 10 tysięcy złotych miesięcznie. Nie byłoby to może takie bulwersujące, gdyby nie to, że część urzędników każe sobie płacić za usługi, które wykonują w ramach swojej normalnej pracy.

Jeden z nich proponował firmom weryfikowanie wniosków o dotacje z Programu Operacyjnego „Kapitał Ludzki”. Później te wnioski były rozpatrywane w urzędzie przez tę samą osobę, ale już z ramienia urzędu pracy. Mimo to ministerstwo nie uznało, aby doszło do naruszenia prawa. Inny urzędnik podczas kontrolowania poszerzonej drogi na posesję stwierdził, że ingerencja jest niezgodna z prawem, ale za 6 tysięcy złotych może przygotować plany nowego podjazdu, który on sam później zatwierdzi również z ramienia urzędu. Wspomniana gazeta poinformowała także, że posiada dostęp do dokumentacji przypadku, w którym zgoda na budowę domu została wydana niezwłocznie bez wyjaśnień i dodatkowych dokumentów. Przedsiębiorczy urzędnik za ekstra opłatą zajął się sprawą, zaś na papierach podpisał się kolega, który również otrzymał dodatkową „prowizję”.

Zbigniew Mackiewicz, sekretarz gminy Suwałki w rozmowie z Dziennikiem Gazetą Prawną stwierdził, że urząd stara się, aby te osoby nie wykonywały podobnych usług na terenie tej samej gminy, w której pracują. Jednocześnie nie zabrania się im prowadzenia dodatkowej działalności gospodarczej, ponieważ rynek pracy jest trudny. Ponadto jeśli ich działalność nie koliduje z pracą wykonywaną na etacie, nie ma sensu ingerować w każdą podejmowaną przez urzędników decyzję.

Oficjalne dane pokazują, że w ubiegłym roku na dodatkowe zatrudnienie urzędników zostało wydanych ponad tysiąc zgód. Kontroli nie podlegają natomiast umowy cywilnoprawne, dlatego powyższe dane nie przedstawiają rzeczywistego stanu rzeczy. Zgodnie z wyliczeniami ekspertów szara strefa wśród pracowników administracji państwowej jest znacznie większa. O ile same szkolenia jako takie nie są niczym złym, o tyle pobieranie opłat za tę samą pracę, którą wykonuje się w ramach pracy na etacie jest już niepokojące, tym bardziej, że przełożeni nie widzą w tym żadnego problemu.