Sklepy z dopalaczami zamknięte nielegalnie?

W październiku ubiegłego roku rząd wypowiedział wojnę dopalaczom. Na fali emocji społecznych zamknął ponad 1000 sklepów z dopalaczami. Teraz ich właściciele domagają się odszkodowań.

Co więcej zdaje się, że mają do tego prawo. Świadczą o tym sztaby prawników. Ci są zdania, że zastępca Głównego Inspektora Sanitarnego decyzję o zamknięciu sklepów wydał bezprawnie. A to upoważnia właścicieli punktów handlowych do ubiegania się o odszkodowania od państwa.

Jak to możliwe? Podstawą prawną do roszczeń miałby być fakt, że GIS zadecydował o zamknięciu 1400 sklepów, w których sprzedawano dopalacze, na podstawie jednej pisemnej decyzji. To niezgodne z przepisami. Aby prawu stało się zadość powinien wydać osobną decyzję dla każdego sklepu, który kwalifikował do zamknięcia. W efekcie właściciele 600 sklepów złożyli odwołania od tej decyzji. Teraz zacierają ręce, bo mimo że ich działaność budziła sprzeciw i ogólna dezaprobatę, prawo może być po ich stronie. Brak konkretnych adresatów w decyzji stoi w ewidentnej sprzeczności z artykułem 107 kodeksu prawa administracyjnego.

Pośpiech w sprawie sprawił, że GIS nie uniknął innych błędów. Niedociągnięciem było też zastosowanie nieprecyzyjnego zapisu, upoważniającego do konfiskaty środkow odurzających – oprócz środka „Tajfun” inne nie były wymienione z nazwy.

Póki co GIS nie odpowiada na odwołania. Dopóki tego nie zrobi, właściciele sklepów nie będą mogli sprawy skierować do sądu. GIS swojego stanowiska nie zmieni i wyklucza, by w październiku 2010 roku złamano przepisy prawa administracyjnego.