Pokolenie Y się nie daje

Od czasu do czasu badacze społeczeństwa tworzą nazwę dla kolejnego pokolenia, w którym dostrzegają jakieś wyjątkowe cechy. Tym razem mamy do czynienia z pokoleniem Y.

Tym mianem określa się ludzi urodzonych w latach 1980-1990. Choć nie cezura tu jest ważna, ale nastawienie do życia. To właśnie dostrzeżenie wspólnoty poglądów i postaw skłania socjologów do łączenia roczników w generacje i nadawania im unikatowych nazw. W przypadku pokolenia Y można powiedzieć, iż terminologiczna robota została wykonana raczej przez rekruterów. Stało się tak, ponieważ kryterium było tu nastawienie wobec pracy.

Młodzi ludzie z pokolenia Y zbuntowali się przeciw wszechwładzy kariery. Dla nich praca nie jest już celem, ale środkiem. Chcą zarabiać dobrze, a nawet bardzo dobrze. Po to, aby zarobione pieniądze wydawać na miłe spędzanie życia. Co więcej – tych miłych chwil chcą mieć jak najwięcej, tak więc nie są skłonni spędzać w pracy zbyt wiele czasu. Dla pracodawcy oznacza to katastrofę: pracownik, który unika nadgodzin, a do tego żąda dobrego wynagrodzenia.

Jednak spece od szkoleń już wpadli na to, jak przekuć wadę w zaletę. Głównym atutem pokolenia Y jest kreatywność i umiejętność myślenia poza schematami. To wolne duchy, jednak miewają swoje pasje. Więc jeżeli wykonują pracę, która ich kręci, wszystko jest w porządku. W takiej sytuacji wykazują swoją wyższość nad poprzednimi generacjami, bardziej uwikłanymi w zużyte standardy myślenia.