Zapłacimy za wejście do sklepu?

Best Buy

RetailByRyan95 (Flickr)

Im więcej osób odwiedzi sklep, tym lepiej dla jego właściciela. To wydaje się oczywiste. Jednak internet wszystko zmienił – do sklepów coraz częściej chodzimy tylko oglądać towar. Później kupujemy go w sieci.

To nie jest trend obecny wyłącznie na Zachodzie, bo i u nas staje się coraz powszechniejszy. Zresztą – zastanów się chwilę, czy nie przypominasz sobie chociaż jednej sytuacji, w której, aby nie kupować w internecie czegoś „w ciemno”, wybrałaś się najpierw na oględziny do sklepu? Takie postępowanie ma już nawet swoją angielską nazwę: showrooming. W dobie internetowych sklepów, tradycyjne placówki zamieniają się w miejsca prezentacji produktów. Problem w tym, że właściciele takich obiektów nie zarabiają na tym ani grosza.

Showrooming zaczyna być coraz większym problemem dla tradycyjnych sklepów. Na tyle poważnym, że handlowcy próbują już z nim walczyć. Australijski sklep z miasta Brisbane już od drzwi informuje odwiedzających, że za oglądanie pobiera opłatę w wysokości 5 dolarów australijskich. Kwota ta jest zwracana klientowi, jeśli dokona on jakiegoś zakupu. Wywieszona przy wejściu kartka wyjaśnia motywację właścicieli sklepu – chodzi o zniechęcenie do traktowania tego miejsca jako „showroomu” (przymierzalni), czyli do oglądania w nim towaru, a następnie kupowania go gdzie indziej.

Zjawisko showroomingu na Zachodzie osiągnęło ogromne rozmiary – w USA aż 43% dorosłych obywateli tego kraju ogląda towary w sklepach stacjonarnych, aby później kupić je online. W Polsce dokładna skala zjawiska nie jest znana, lecz zaczyna już ono być problemem dla handlowców. Póki co nie reagują oni jeszcze tak radykalnie jak wspomniani australijscy sprzedawcy. Dla przykładu: duże sieci handlowe starają się walczyć o klienta, oferując w swoich placówkach ceny takie same, jakie może znaleźć klient w internecie.

[źródło informacji: wyborcza.biz]