Marginalizacja OFE

Rząd ma bardzo trudne zadanie. Musi poradzić sobie z rosnącym w zastraszającym tempie długiem publicznym, który obecnie wynosi ok. 53 proc. PKB. Jest zmuszony do podejmowania trudnych decyzji.

Jedną z takich była na pewno ta, która przewróciła do góry nogami system emerytalny. Jeszcze 30 grudnia rząd zdecydował, że ponad 60 proc. dotychczasowej składki emerytalnej przekazywanej do OFE prawdopodobnie od kwietnia przejmie ZUS. W efekcie z 7,3 proc. składki, która przekazywana była do OFE, aż 5 proc. pozostanie w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych. Takie zmiany mają obowiązywać przez dwa kolejne lata. Nie wykluczone jednak, że termin jeszcze się przesunie.

Zmiany w systemie emerytalnym to sposób na szukanie oszczędności i ustabilizowanie finansów publicznych. W ten sposób budżet państwa w przyszłym roku zasili 12 mld zł, w przyszłym nawet 17 mld zł. Premier zapewnił, że zmiany nie odbiją się negatywnie na wysokości przyszłych emerytur, jest nawet szansa, że będą one wyższe niż przy dotychczasowym systemie. To jednak pobożne życzenia. W OFE obecnie oszczędza 15 mln Polaków. Dzięki temu, że ich składki trafią po części do Otwartych Funduszy Emerytalnych, mają one realny wymiar. Są gromadzone na indywidualnych kontach i skutecznie pomnażane.

Pieniądze, które będą trafiały do ZUS-u będą tylko „wirtualne”, a nie rzeczywiste. To tylko cyfry, które mają zgadzać się w bilansie. Co więcej, w przeciwieństwie do OFE, emerytury gromadzone w ZUS-ie nie są dziedziczone i prawdobodobnie nic w tej kwestii się nie zmieni. Nie pozwalają na to reguły, jakimi rządzi się ta instytucja, chociaż minister finansów opowiada się za ich dziedziczeniem. Aby złagodzić społeczne nastroje zapowiada opracowanie innego mechanizmu pozwalającego na dziedziczenie.