Niemcy chcą kształcić obcokrajowców

Niemcy są w sytuacji podbramkowej. Już za kilka lat może zabraknąć im pracowników w kluczowych dla rowoju państwa dziedzinach. Nic dziwnego, że szukają pracowników z państw sąsiadujących.

Niemcy jeszcze kilka lat temu obawiali się, że gdy tylko otworzą swój rynek pracy dla pracowników z nowych państw członkowskich Unii, a ma to nastąpić 1 maja 2011 roku, zaleje ich fala niewykwalifikowanych imigrantów ze Wschodu. Teraz myślą już inaczej. Jeśli nie znajdą rąk do pracy może czekać ich prawdziwy kryzys gospodarczy.

Co jest tego powodem? Otóż niemieckie społeczeństwo starzeje się. Z roku na rok zmniejsza się liczba wykwalifikowanych w strategicznych kierunkach pracowników. Największy deficyt jest obecnie w branży informatycznej i wśród inżynierów. Braki w zatrudnieniu pomogą więc uzupełnić pracownicy z krajów sąsiadujących, którzy zdecydują się na emigrację zarobkową. Tych może być całkiem sporo, szczególnie, że rząd niemiecki przygotował dla nich „powitalne”, czyli specjalny zasiłek.

Niemcy boją się jednak, że napływ siły roboczej może być jednak tylko chwilowy lub sezonowy. Tego chcą uniknąć. Dlatego też niemieckie szkoły zawodowe przygotowują się już na przyjęcie uczniów z państw ościennych. Na niemieckich obywateli nie mogą już liczyć. Tylko ok. 10 proc. uczniów decyduje się na naukę zawodu. Obcokrajowców zachęcić do tego mają wysokie stypendia – początkowo ok. 750 euro, w dalszym etapie nauki awet 1500 euro. Co więcej po zakończeniu edukacji mieliby zagwarantowaną pracę. To szansa na pewną przyszłość dla ok. 10 tys. uczniów.